Case studies

URODZIĆ SIĘ NA NOWO

Walczę o umorzenie długów w sprawie o upadłość konsumencką.

„Dał mi Pan drugie życie”. Wydawało mi się, że tego rodzaju komplement usłyszeć może lekarz od pacjenta, względnie inna osoba, która uratowała kogoś od śmierci. Jednakże pewnego razu sam usłyszałem komplement tej treści, mimo że nikogo  nie wyleczyłem ani nie uratowałem
w niebezpieczeństwie. Chodziło bowiem o „drugie życie” w innym kontekście. „Drugie” życie, choć stanowiące dalszy ciąg „pierwszego”, jednakże wolne od dożywotniego borykania się ze zobowiązaniami finansowymi sprzed lat, wciąż egzekwowanymi, choć niemożliwymi do pełnego uregulowania.

Dziękujący mi za „drugie życie” Klient zgłosił się do mnie rok wcześniej. Był młodym, trzydziestokilkuletnim mężczyzną, szczęśliwym małżonkiem i młodym ojcem. Miał dobrą pracę i jeszcze lepsze w niej perspektywy. Mimo tego potrzebował mojej pomocy w związku ze zdarzeniami z przeszłości. Lata temu, jeszcze jako dwudziestolatek kilkakrotnie, na prośbę swych rodziców poręczył zaciągane przez nich zobowiązania. Rodzice klienta prowadzili wówczas sieć sklepów spożywczych, którym coraz trudniej było zmagać się z konkurencją ze strony pojawiających się wówczas lawinowo marketów i dyskontów spożywczych. Zakładali oni, że dzięki pozyskanym środkom spłacą dostawców, „wyjdą na prostą”, zaś spłatę sfinansują z dalszej, bieżącej działalności. Jednakże, wobec powtarzających się problemów z płynnością finansową, ich zdolność kredytowa została ograniczona. Kredytodawcy żądali dalszych zabezpieczeń, zaś rodzice Klienta poprosili go  Klient nie miał podstaw by rodzicom nie ufać, z oczywistych też przyczyn nie chciał odmówić ich prośbom o pomoc.,  oraz sfinansują Uzyskane w ten sposób kredytowanie ich bieżącej działalności nie doprowadziło do przełomu. Rodzice Klienta zmuszeni byli ostatecznie zakończyć działalność, pozostawiając siebie oraz – ku swej rozpaczy – wkraczającego dopiero w dorosłość Klienta z kilkusettysięcznymi zobowiązaniami.  Przez ponad dziesięć lat Klient borykał się z tego rodzaju „dziedzictwem”. Nie mógł nawet myśleć o samodzielnej spłacie zobowiązań – miesięczny przyrost odsetek przekraczał jego dochody, nawet jeśli pominąć część niezbędną na bieżące utrzymanie. Oczywistym też było, że z tego rodzaju „historią kredytową” Klient nie może zbyt optymistycznie liczyć za zaciągnięcie kolejnego kredytu, który mógłby przeznaczyć na spłatę wcześniejszych z zobowiązań wraz z odsetkami. Jeśli nawet, to należało ocenić, że będzie musiał spłacać znaczne raty aż do później starości. Nie sposób było też zakładać, by w relacjach z kredytodawcami  mógł on liczyć na uwzględnienie argumentu, że ze środków finansowych, które przyznano w następstwie dokonanych przez niego poręczeń nigdy osobiście nie skorzystał: środki otrzymane przez jego rodziców podłużyły  jedynie przedłużeniu „agonii” prowadzonych przez nich sklepów o dość krótki okres. Co więcej, niedługo potem zmarł ojciec Klienta, zaś stan zdrowia jego matki znacząco się pogorszył. Sytuacja wydawała się bez wyjścia, „bagaż” ciążący na Kliencie ograniczał mu znacząco perspektywy wejścia w dojrzałość z poczuciem stabilności i szczęścia. 

Zaproponowałem złożenie w imieniu Klienta wniosku o ogłoszenie tzw. „upadłości konsumenckiej” Upadłość ta jest stosunkowo młodą instytucją polskiego prawa. Przed 2009 roku upadłość mogli ogłosić tylko przedsiębiorcy. Obok swej niewypłacalności wnioskodawca musiał wówczas wykazać, że w tarapaty finansowe popadł bez swej winy, ani też nie przyczynił się do wzrostu zadłużenia. Wskazane wyżej okoliczności przemawiały, w mojej ocenie za tego rodzaju tezą. Złożyłem wnioski o wysłuchanie Klienta oraz o przesłuchanie jego matki, chcąc udowodnić w ten sposób, że takowe okoliczności wystąpiły. Niecierpliwie oczekiwałem na termin rozprawy.

 

Niespodziewanie, po paru tygodniach otrzymałem wraz z poranną pocztą odpis postanowienia oddalającego wniosek. Sąd wskazał, że nie zostały wykazane przesłanki uwzględnienia wniosku, mianowicie brak zawinienia związanego z popadnięciem w stan niewypłacalności, jak i brak winy w relacji ze zwiększeniem się poziomu zadłużenia. Rozstrzygnięte wydawało się na wskroś nieprawidłowe. Sąd jakby nie dostrzegł, że w treści wniosku zawarte były wnioski o wysłuchanie Klienta i o przesłuchanie świadka. Wskazywane we wniosku okoliczności które doprowadziły
do powstania zadłużenia (relacje Klienta z rodzicami, utrata wsparcia finansowego z ich strony), nie były możliwe do pełnego wykazania w inny sposób – na przykład za pomocą dokumentów czy ksiąg rachunkowych. Wówczas jeszcze w procedurze cywilnej nie istniała możliwość „zastępowania” przesłuchań złożeniem przez stronę lub potencjalnego świadka pisemnych oświadczeń o mocy równoważnej zeznaniu złożonemu pod przysięgą.  Zgodnie z treścią art. 245 k.p.c. takie oświadczenie stanowiłoby dowód jedynie tego, że określona osoba złożyła oświadczenie
o określonej treści, nie zaś tego, że opisane okoliczności rzeczywiście wystąpiły. Nielogicznym było, że sąd ani mojego wniosku o przeprowadzenie przesłuchań ani nie oddalił, ani też wnioskowanych przeze mnie przesłuchań nie przeprowadził. Zarzut niewykazania przeze mnie istotnych okoliczności wydawał się więc bezzasadny – dopiero po przeprowadzeniu dowodów wskazanych przez stronę można ocenić, czy należycie wykazano za ich pomocą określoną okoliczność, czy też nie. Reakcją być musiało wniesienie środka zaskarżenia. Gdyby bowiem postanowienie oddalające wniosek nie zostało zaskarżone i się uprawomocniło, Klient nie mógłby ponownie – z uwagi na res iudicata (powagę rzeczy osądzonej) – po raz kolejny złożyć wniosku opartego na tych samych okolicznościach. Rozstrzygnięcie zatem zaskarżyłem, wskazując na powyższe nieprawidłowości w procedowaniu sądu. Jednak ten krok jedynie odsuwał w czasie zagrożenie wynikające z prawomocności orzeczenia oddalającego wniosek, nie usuwając go w całości. Mimo w mojej ocenie mocnych argumentów przemawiających przeciwko rozstrzygnięciu sądu, nie mogłem ze stuprocentową pewnością założyć, że wniesiony przeze mnie środek zaskarżenia zostanie uwzględniony. Gdyby tak się nie stało, sprawa również by się zakończyła – ostatecznie i dla Klienta niekorzystnie, bez umożliwienia mu wykazania swych racji podczas wysłuchania (nie jest ono możliwe przed sądem II instancji). Dlatego też zdecydowałem, że zażalenie wniosę tylko po to, by następnie… cofnąć oddalony już (choć nieprawomocnie)  wniosek. W takim przypadku, w myśl art. 332 § 2 k.p.c. niekorzystne orzeczenie sądu i instancji nie uprawomocnia się, zaś sąd II instancji – tym razem na „sto procent” – uchyla je, wobec cofnięcia wniosku. W efekcie powróciłem wraz z Klientem do „punktu wyjścia”.


Wniosek złożyliśmy ponownie, dzięki czemu Klient „odzyskał” prawo przedstawienia swej argumentacji pod merytoryczną ocenę sądu w pełnym, dwuinstancyjnym postępowaniu.
W postępowaniu ponownym  sąd – tym razem po wysłuchaniu Klienta – uwzględnił wniosek i ogłosił jego upadłość. W następstwie tego doszło spłaty nieznacznej części zobowiązań Klienta kosztem tej części majątku Klienta, która nie miała charakteru osobistego. Następnie sąd określił – przy uwzględnieniu poziomu zarobków Klienta i środków niezbędnych mu na utrzymanie własne i jego rodziny – wysokość 36 miesięcznych rat, które Klient terminowo uiszczał na rzecz wierzycieli.
Po tym czasie, stwierdzając wykonanie obowiązków nałożonych na Klienta, sąd nieodwołalnie umorzył pozostałą (przeważającą) część jego zobowiązań.

Ten z kolei – jak to ujął – „otrzymał nowe życie”. Zaczynał wprawdzie „od zera”, lecz bez kilkusettysięcznego długu sprzed lat. Mógł wreszcie zwrócić się w przyszłość, wykorzystując własną energię i zdolności wyłącznie na rzecz swoją i swych najbliższych. Mimo, że w pewnym momencie
– choć niezasłużenie – przegrana była niespodziewanie blisko…

Autor

Jarosław Pawłowski

Adwokat

Jarosław Pawłowski

Inne case studies

Wszystkie