Case studies

PRAWO DO SIERPNIA

Walczę przeciw zniesławieniom stowarzyszeń obywatelskich.

Jak zauważyła Noblistka, „coś  jest ze światem nie tak”. Nie jest też najlepiej ze światem dyskursu publicznego. Timothy Synder w „Drodze do niewolności” wskazał na niebezpieczną tendencję. Polega ona na odwróceniu uwagi od ważkiej kwestii, mogącej być niebezpieczną dla sprawujących władzę poprzez forsowanie nośnego, szokującego zarzutu pod adresem oponentów, obywateli protestujących przeciwko działaniom rządzących. Cóż z tego, że pozbawiona jest ona jakiegokolwiek dowodu, wręcz możliwa do obalenia w stosunkowo prosty sposób: skutecznie odwraca uwagę od zasadniczej osi sporu. Nie minęło parę lat, gdy tendencja ta zawitała do Polski. Obrona przed tak formułowanymi zniesławieniami stanowiła podstawowe zadanie, które przed moimi Przyjaciółmi
i przede mną  postawiło ogólnopolskie stowarzyszenie obywatelskie.

Pomorscy aktywiści stowarzyszenia przystąpili do organizacji społecznych obchodów rocznicy Porozumień Sierpniowych, zawartych przez stronę rządową i NSZZ „Solidarność” 31 sierpnia 1980 roku. Do udziału w obchodach zaproszono także funkcjonujący obecnie związek zawodowy odwołujący się do tradycji tamtej „Solidarności”, a nawet roszczący sobie wyłączności w tym zakresie. Odpowiedzią było gniewne stanowisko, w treści którego znalazł się szereg inwektyw pod adresem zapraszających. Stowarzyszeniu zarzucono forsowanie w roli  jego prominentnych, widocznych i aktywnych członków osób ze wstydliwą przeszłością. Wynikać ona miała z rzekomego uwikłania w działania aparatu represji w okresie PRL. Przedstawiciele związku odrzucili zaproszenie, nie chcąc uczestniczyć w obchodach rocznicy Sierpnia’80 z osobami o tak haniebnej przeszłości. Prezentowane w stanowisku kierownictwa Związku zarzuty stanowiły niemal lustrzane odbicie narracji mediów publicznych, oskarżających licznych przedstawicieli środowisk obywatelskich o rzekome związki
z aparatem represji sprzed 1989 roku.

Wobec  braku podporządkowania się przez związek żądaniom zawartym w wezwaniu przedsądowym wnieśliśmy pozew, domagając się ochrony dóbr osobistych stowarzyszenia. Wskazywaliśmy,
że upowszechnienie się kłamliwej opinii, jakoby licznymi członkami stowarzyszenia obywatelskiego były osoby uwikłane w system PRL narazi ją na nieuprawniony zarzut sprzeczności pomiędzy deklarowanymi celami działania a domniemanymi biografiami osób w nim zrzeszonych. Wskazywaliśmy, że wbrew zarzutom żadna z osób kierujących stowarzyszeniem nie tylko nie ma na sumieniu niegodnych zachowań przed 1989 rokiem, ale wręcz przeciwnie: szereg spośród nich aktywnie działało w „Solidarności” i opozycji czasów PRL, było internowanych w czasie stanu wojennego. Domagaliśmy się złożenia w określony sposób przeprosin oraz zapłaty zadośćuczynienia na cel społeczny. Podczas publicznej rozprawy przeciwnik domagał się oddalenia powództwa mimo przyznania, że znaczna cześć osób kierujących stowarzyszeniem ma przeszłość opozycyjną i solidarnościową, nie zaś „partyjną” i „esbecką”. Przeciwnik skoncentrował się na próbach „rozmycia” treści spornego komunikatu wskazując, że tak do końca nie wiadomo, kogo dotyczyły formułowane publicznie zarzuty. Rezerwował też dla autorów kłamliwego oświadczenia rzekome prawo dokonania wiążącej wykładni „co poeta miał na myśli”. Z dużą przyjemnością jako – historyk-amator – mogłem odeprzeć (dość śmiałe) tezy, jakoby miano „esbeka” oznaczać miało rzekomo każdą osobę noszącą w PRL mundur (z żołnierzami z poboru włącznie), zaś pojęcie „nomenklatury” oznaczać miało niemal wszystkie osoby, które czynnie nie sprzeciwiały się PRL. 

W konsekwencji ani sąd I instancji, ani sąd odwoławczy nie podzieliły stanowiska pozwanego związku zawodowego, podkreślając konieczność dokonywania wykładni upublicznionych, kwestionowanych w procesie oświadczeń z punktu widzenia ich „statystycznego” odbiorcy, nie zaś z uwzględnieniem mniej lub bardziej udolnych wyjaśnień ich autorów zmierzających do wykazania, że mieli na myśli co innego niż napisali. Wobec stwierdzenia wagi odpowiedzialności za słowo i negatywnego wydźwięku formułowanych – bez cienia dowodu –  zniesławień,  uwzględniono powództwo, nakazując publikację przeprosin. Wobec zawinionego charakteru zniesławienia oraz braku u pozwanego „skruchy” z tego tytułu zasądzono na cel społeczny świadczenie pieniężne. W powszechnej ocenie  spór zakończył się pełnym sukcesem stowarzyszenia.

Prawdziwą jednak satysfakcją były podziękowania tych rzekomych „esbeków” ze stowarzyszenia, którzy przez wzgląd na swą drogę życiową mają własne, chlubne biogramy na kartach wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej „Encyklopedii Solidarności”. W przeciwieństwie do szeregu obecnych działaczy pozwanego związku: spóźnionych o lat czterdzieści „pogromców komuny” i niefortunnych autorów kłamliwego komunikatu.

Autor

Jarosław Pawłowski

Adwokat

Jarosław Pawłowski

Inne case studies

Wszystkie